Baby są jakieś inne. Recenzja

Marek Koterski w nowej, kameralnej odsłonie. Określenia „kultowy” ponoć nie wypada, nie należy, a nawet nie godzi się w pewnych momentach używać, szczególnie w stosunku do dzieł żyjących twórców. Pozostanę zatem przy stwierdzeniu, że Koterski stworzył film, który wyznacza istotną granicę nie tylko w jego twórczości. Również w historii myśli i technologii polskiego kina.

Jest pochmurna noc. Dwaj mężczyźni jadą samochodem. I tu niespodzianka: tak jak kobiety nieustannie rozmawiają o facetach, tak i faceci przez całą noc potrafią gadać o babach. Że jak baba miga w prawo, to skręca w lewo, że trzy lata swojego życia traci na znalezienie kluczyków w torebce, że narzeka na chrapanie i pykanie, a chrapie i pyka sama, że mnoży człony nazwisk nie wiadomo po co, że w domu wytrzymać nie można, bo jej zdanie tylko się liczy, władzy nad dzieckiem za żadne skarby nie odda, portki na wieki wieków przywdziała i zdjąć już nie ma zamiaru. Baby pokonały facetów. Tyle że Thelma i Louise miały możliwość dokonania świadomego wyboru. Pierwszy i Drugi z filmu Koterskiego – już nie.

Scenariusz Adama Miauczyńskiego to majstersztyk. Taka formuła dialogów i takie ukonstytuowanie języka, żeby odbiorcy nie znużyć, nie znudzić, nie zniesmaczyć, a po drodze rozbawić i skłonić do mądrej, choć bolesnej refleksji, to już wyższa szkoła jazdy. Kod, którym posługują się wykształciuchy Koterskiego, to konglomerat wściekłości inteligenta, oburzenia humanisty i bezsilności artystycznej duszy, skąpany w gombrowiczowskiej wannie strumienia świadomości, niepozbawiony jednak wewnętrznej logiki i rytmu, których nie powstydziłby się sam Mickiewicz na stepach. Tego języka nie da się podrobić, a do odtworzenia ról niezbędni byli fenomenalni aktorzy. Woronowicz podkreślił, że role były dla niego i Więckiewicza wielką lekcją pokory. „Baby są jakieś inne” to również rzadki popis aktorski niekwestionowanego kunsztu Roberta (a myślałam, że rola w „Różyczce” była oscarowa) i Woronowicza, który ze swoją aparycją przypomina jednego z lekarzy z Leśnej Góry, ale umiejętnością wejścia w rolę dorównuje już czołówce hollywoodzkich gwiazd.

Nowy film Koterskiego to w zasadzie rewolucja technologiczna. Na pierwszy rzut oka zupełnie niewidoczna. Samochodowe dialogi zostały nagrane na ruchomej platformie w hali zdjęciowej – aktorzy byli fotografowani kamerą 35 mm, jeszcze przed nagraniem teł w plenerze (gra świateł, deszcz), a następnie obrazy były na siebie nakładane przy wykorzystaniu nowoczesnej technologii montażu, żeby zminimalizować wrażenie sztuczności. Postprodukcja we współpracy z „The Chimney Pot” to precedens w polskiej kinematografii.

Film Koterskiego przede wszystkim zaskakuje tym, jaki ładunek emocjonalny i antropologiczny umieszcza w ciasnej przestrzeni sunącego nocą forda. To nie jest kolejna nocna rodaków rozmowa o niczym. To męska skarga na wykorzenienie, strącenie z piedestału patriarchatu, raptowne odsunięcie od władzy i społeczną kastrację spod znaku Agnieszki Graff. Mężczyźni na ekranie (z wielkim bólem, bo kto lubi przyznawać się do porażki), stwierdzają: „tak, baby nas pokonały. Jesteśmy słabsi od nich”. Zauważmy, drogie panie, że nie wszyscy panowie to nieoheblowane deski. Nieustannie podnosimy im poprzeczkę, zaskakujemy naszą zaradnością, mnożymy wymagania, zmieniamy przepis na puszysty biszkopt, aż ciasto w formie przestaje się już dopasowywać do naszych oczekiwań i wychodzi zakalec. Same nie możemy się zdecydować, czy pragniemy małżeństwa, które widuje się tylko na lotniskach, czy zacisza domowego ogniska z czeladką rumianych dzieci. Skoro panowie nie wiedzą, jakim mężczyzną się stać, pozostają chłopcami. A to tylko woda na młyn babskiego gadania i koło się zamyka. Jednocześnie Koterskiego nie sposób oskarżyć o seksizm: panowie mówią o tęsknocie za zwiewną bluzką, kobiecą figurą, czasem eterycznych westchnień. Nie brakuje tu określeń dosadnych, czasem wulgarnych, ale i zaskakującego szacunku dla płci. Mamy to, czego chciałyśmy. Panowie przyznali na głos, że „trudno bez baby żyć”. Teraz warto pomyśleć o tym, jaka odpowiedzialność spadnie na nas, skoro panów odsądziłyśmy już od czci i wiary. Bo co z tego, że oskarżyłyśmy testosteron?

„Baby są jakieś inne”, reż. Marek Koterski, scen. Marek Koterski, zdj. Jerzy Zieliński,  wyst. Adam Woronowicz, Robert Więckiewicz, Małgorzata Bogdańska, Michał Koterski, Polska 2011.